Daj mi klucz.
Chcesz iść
do pokoju, czy nie chcesz, żebym go miała?
Oczywiście,
że nie chcę, żebyś go miała. Mając go we własnej kieszeni, czuję się
zdecydowanie pewniej.
Moja
szczerość rozbawiła Helen. Do apartamentu, który przewidziano dla organizatorów
wrocławskiej konferencji na temat technologii dla niewidomych,
głuchoniewidomych i niesłyszących, niestety był tylko jeden klucz. Po powrocie
z Glasgow, na prośbę Helen, zadzwoniłam do hotelu. Miałam zapytać tylko o jedną
rzecz, a wyszło tak, że stałam się głównym organizatorem: wyjaśnienie sprawy
niezapłaconej zaliczki, przekonanie dyrektora hotelu do wpuszczenia psa
przewodnika, wytłumaczenie, czego nie je weganin, doprecyzowanie menu
(zaproponowali Helen takie pyszności, że też zapisałam się na posiłki
wegańskie) i szczegółów bankietu, zamówienie plecaków z logo konferencji (Helen
była bardzo niezdecydowana i niepewna; ostatecznie wizualizację zaakceptowała
dopiero wtedy, gdy zagroziłam, że zamiast logo na plecakach znajdzie się jej
zdjęcie), znalezienie tłumacza i osoby do transkrypcji dla niesłyszących,
poszukiwania tłumacza brytyjskiego i międzynarodowego języka migowego,
załatwienie firmie możliwości pokazania na konferencji sprzętu komputerowego
dla niewidomych, zorganizowanie wolnego popołudnia (w końcu Helen wybrała
zwiedzanie Wrocławia i WSTAWKA rejs statkiem), poinformowanie o konferencji
dziennikarzy, załatwienie objęcia jej honorowym patronatem przez profesora
Jerzego Buzka. Jakby wszystkiego było mało, miałam jeszcze bliski kontakt ze strażą
graniczną. Gdy wydobyłam od sekretarki Helen listę uczestników potrzebujących
wizy i wysłałam ją do Warszawy, okazało się, że ma się nijak do listy polskiej???.
Konferencja ma swoją stronę internetową. Grupka Arabów podszyła się pod jej
uczestników. Jedna z kobiet we wniosku o wizę napisała np., że na konferencję
jedzie w roli tłumacza. Obie z panią ze straży granicznej byłyśmy
zbulwersowane. W biurze do dziś się ze mnie śmieją, że z powodu tej afery w
Głównej Straży Granicznej już mnie znają, więc nie przemycę w białej lasce
narkotyków. Wyjaśniłam zatroskanym kolegom, że jest wręcz przeciwnie; pomogłam
pracownikom, udaremniając wjazd oszustów do Polski, więc mają wobec mnie pewne
zobowiązania i dług wdzięczności.
Zaangażowana
w konferencję, na nic innego nie miałam czasu. Moja praca dyplomowa leżała
odłogiem. W pewnym momencie ze wszystkim zostałam sama; Helen miała święta, nie
zbliżała się do komputera, a ja dopinałam różne rzeczy na ostatni guzik i
świeciłam oczami. Byłam wściekła i wysmażyłam do niej długi mail. Pisałam w nim
o moich odczuciach i oczekiwaniach. Stworzyłam też siedmiopunktowy regulamin
naszej dalszej współpracy konferencyjnej. Trzy dni później włączyła Skypea.
Przeczytałaś?
Tak.
I co?
Zapadła długa
cisza.
Nie jesteś
ze mnie zadowolona, ale mam nadzieję, że pod koniec konferencji będziesz.
Zabrakło mi
słów. Byłam jeszcze zła, ale się uśmiechnęłam. Znowu całkowicie mnie rozbroiła.
Wiedziałam, że ma przylecieć do Wrocławia w piątek, czyli dwa dni wcześniej niż
zdecydowana większość uczestników. Skoro pobyt zahacza o szabat, mogły nastąpić
dodatkowe komplikacje. Załatwiając jakąś kolejną sprawę z hotelem, zapytałam o
klucze do pokoi.
Czy macie
karty chipowe?
Mamy klucze
systemowe.
Byłam
skonsternowana. Moi współpracownicy czekali na relację.
Wiecie, co
to jest klucz systemowy? Wpisałam w Google i wydaje mi się, że nie ma w tym
elektroniki, ale nie jestem pewna.
Na zdjęciu
wygląda jak normalny klucz, ale kto wie. Jeśli okaże się, że to jednak
elektronika, będzie niezły cyrk.
Właśnie.
Kto w szabat będzie latał otwierać Helen drzwi? W Krakowie i Łodzi ja byłam
szabes-gojem, ale teraz czarno to widzę.
Wszyscy się
śmiali, jedynie mnie nie było do śmiechu.
Kto to jest
szabes-goj?
To nie-Żyd,
który w żydowskim domu podczas szabatu robi to, czego im nie wolno: zapala
światło, włącza gaz itd.
Będziesz
musiała wcześniej pojechać do Wrocławia.
Nie da się.
Budżet konferencji nie przewidział ani szabes-goja, ani asystenta.
Ubłagałam
kolegę, by zadzwonił do hotelu i dokładnie się wywiedział, bo jeszcze
konferencja się nie zaczęła, a mnie już tam znają jak zły szeląg.
Zrobiłem to
dla ciebie, więc swojej książce o Helen musisz nadać tytuł Dlaczego Szymon musiał rezerwować hotel dla niepełnosprawnych
żydowskich wegan z psami przewodnikami.
Wpiszę go
na listę propozycji.
Może być
jeszcze Komunikujemy się tylko od
poniedziałku do piątku.
Odpada, bo
jest nieprawdziwy. Teraz nie komunikujemy się nawet w tygodniu, mimo że do
dogrania zostało sporo ważnych spraw.
To daj Nie rozmawiam w szabat lub Znamy się tylko w dni powszednie.
Na samej konferencji, mimo że też
miałam sporo pracy, bardzo mi się podobało. Dowiedziałam się o wielu nowinkach
technicznych, poznałam świetnych ludzi, pogadałam po angielsku i francusku,
nawiązałam owocne kontakty. Gdy kilka miesięcy później jechałam do Poznania na
szkolenie dotyczące autyzmu i zespołu Aspergera, pomogła mi jedna z poznanych
tam osób. Helen miała dwa interesujące wykłady. Przedstawiła wstępne wyniki
swoich badań o poruszaniu się osób z dysfunkcją wzroku. Na początku każdego
swojego wystąpienia podawała jego plan. Jej referaty były bardzo konkretne i
perfekcyjnie przygotowane. Podczas prezentacji kilku innych prelegentów
pogubiłam się, bo były strasznie chaotyczne. Językiem
konferencji był angielski. Zapewniono również tłumaczenie na brytyjski migowy
oraz transkrypcję w języku polskim. Polski tekst wyświetlał się na ekranie,
dzięki czemu w konferencji w pełni mogły brać udział także osoby niesłyszące.
Każdą sesję prowadził jej przewodniczący, któremu pomagał zastępca. Jeśli
przewodniczącym była osoba niewidoma, podczas zadawania pytań
wiceprzewodniczący podchodził do zgłaszających się ludzi z sali i podawał im
mikrofon. Moim zdaniem dwie niewidome panie nie przygotowały się do prowadzenia
sesji i przedstawienia swoich prezentacji. Uściślę, że nie były to Polki. Nie
miały ani notatek w brajlu, ani na laptopie, do którego można by podłączyć
brajlowski monitor czy słuchawki. Ktoś musiał im więc pomagać. Siedząc z
przodu, wciąż słyszało się suflera. Taki brak profesjonalizmu działa na
niekorzyść środowiska niewidomych. Zdecydowaną większość uczestników
konferencji stanowili pełnosprawni, pracujący na uczelniach całego świata. Źle
by się stało, gdyby pomyśleli, że niewidomy nie jest w stanie sklecić samodzielnie
jednego zdania. Jeden z naukowców powiedział mi, że gdy zobaczył, iż podchodzę
z brajlowskimi notatkami, wreszcie odetchnął z ulgą. Poprzednie doświadczenia
utwierdziły go w przekonaniu, że niewidomy nie nadaje się na prelegenta.
Słuchanie takich wypowiedzi nie jest miłe.
Od Helen
dostałam w prezencie tę świetną białą laskę, której nie udało mi się kupić
podczas pobytu w Glasgow.
Jesteś
zadowolona? zapytała mnie ostatniego wieczoru Helen.
Tak,
bardzo.
Widzisz,
mówiłam, że będziesz. Gdy ty jesteś na mnie zła, przynajmniej zawsze wiem
dlaczego.
Świetny
komplement. To, że wszystko mówię Helen wprost, bardzo ułatwia nam współpracę.
Gdybyśmy
wszystkiego nie wyjaśniały na bieżąco, już dawno bym cię udusiła. Wiesz, że
czasem mam wielką ochotę to zrobić.
Wiem. Na
szczęście jestem od ciebie silniejsza.
Nie lubię,
gdy jesteś uparta jak osioł.
Jestem
uparta, ale nie jestem osiołem.
Oczywiście,
że nie jesteś osiołem. Jesteś osłem.
Obie się
zaśmiewałyśmy.
Miałam
nadzieję, że udusi cię Sarah. Pewnie czasem też chętnie by to zrobiła.
Nie wiem.
Przeczytała książkę o zespole Aspergera. Rozmawiałaś z nią o tym w lutym?
Tak, ale
nie namawiałam jej do czytania. Sama do tego doszła. I co?
Była
smutna.
Dlaczego?
Nie wiem.
To dziwne.
Przecież znacie się od dwudziestu lat. Wiele rzeczy zna z autopsji. Ja też
doświadczyłam tego, że zespół Aspergera bywa trudny, ale nie ma sensu z tego
powodu się smucić. Po prostu taka jesteś. Niekiedy się na ciebie wściekam, ale
cię lubię.
Ja ciebie
też.
Z Sarah mam
stały kontakt mailowy. Niedługo po moim wyjeździe z Glasgow Helen załatwiła
zaświadczenie pozwalające jej używać w samolocie antyhałasowych słuchawek z
powodu zespołu Aspergera.
Do Polski
też z nim przyleciałaś?
Tak,
skorzystałam z niego już wcześniej. Było mi bardzo potrzebne.
Cieszę się,
że się przełamałaś. Gratuluję ci odwagi.
Ludzie
często się ze mnie śmieją.
Trudno się
nie śmiać. Nam też przytrafiło się mnóstwo komicznych przygód. Chyba z nikim
się tyle nie śmiałam co z tobą. Umiejętność śmiania się z siebie ułatwia życie
i uwalnia nas od wielu problemów.
Ty się
śmiejesz, oni się wyśmiewają.
Czasem
tylko się tak wydaje. Trudno to ocenić. W jakich krajach teraz będziesz
przeprowadzała wywiady?
W Tunezji i
Włoszech. W wywiadach z niewidomymi fajne jest to, że nie oczekują ode mnie,
bym na nich patrzyła.
Obie znów
zaczęłyśmy się śmiać.
Napiszę do
Vanessy, z którą byłam na wolontariacie w Liège. Znasz ją z mojej
książki. To bardzo fajna dziewczyna. Myślę, że ci pomoże. Skontaktuję się też z
drugą niewidomą Włoszką.
Dzięki.
Masz znajomych na całym świecie. Przydaje mi się to.
Rzeczywiście
się przydaje. Helen pomógł niedawno mój znajomy z Hiszpanii i poznana na
konferencji w Łodzi Czeszka. W znalezienie tłumacza międzynarodowego języka
migowego aktywnie włączyli się moi znajomi z zeszłorocznego szkolenia w
Budapeszcie Rosjanka i Anglik. Mam szczęście do ludzi.
Z Helen
kontakt mailowy mam prawie codziennie. Gdy mamy trochę czasu, rozmawiamy na Skypie. Wspieramy się w
trudnych chwilach. Jest wspaniałą przyjaciółką.
Gdy kończyłam pisanie pracy
dyplomowej, usłyszałam, że Radio Katowice ogłosiło konkurs Temat na reportaż.
Na moment praca dyplomowa znów zeszła na dalszy plan. Na konkurs wysłałam tekst
Europejskie oblicza przyjaźni. Piszę
w nim o Gysèle i Helen. Znalazłam się w trójce laureatów. Dziennikarka
spotkała się z nami dwukrotnie, gdy Helen w sierpniu ponownie odwiedziła Śląsk.
Reportaż niedługo zostanie zrealizowany. Bardzo się z tego cieszę. To dla mnie
ogromne wyróżnienie i wspaniała nagroda. Helen też się ucieszyła. Chciałabym,
by ten reportaż uświadomił słuchaczom problemy, z jakimi borykają się Aspie i uwrażliwił ich na potrzeby tych
osób. Może po wysłuchaniu go prośba niekiedy wyrażona nieudolnie i niezbyt
dyplomatycznie o wyłączenie muzyki nie wzbudzi agresji, lecz spotka się z
akceptacją i zrozumieniem? Może poznając nietypowe, lecz bardzo barwne i bogate
osobowości, choć część słuchaczy zgodzi się z opinią Helen, którą wyraziła w
jednym z wywiadów: Niedziwny człowiek jest trochę nudny?
Jestem już logopedką. Od września
zaczęłam dodatkową pracę. Mam zajęcia logopedyczne z niewidomymi dziećmi ze
sprzężoną niepełnosprawnością. Prowadzę je w przedszkolu w Jaworznie. To
trudna, stresująca praca i ogromne wyzwanie. Po drugim spotkaniu z dziećmi
uświadomiłam sobie, że gdybym wcześniej nie poznała Helen, nie odważyłabym się
WSTAWKA na poprowadzenie tych lekcji. Helen bardzo mnie wspiera. Zna moje lęki
i pomaga mi się z nimi mierzyć. Cierpliwie odpowiada na moje pytania. Dzięki
niej mniej się boję.
Dlaczego
dziecko autystyczne, zamiast przytulać się do mamy czy pani w przedszkolu, woli
przytulać się do ściany?
Osoby z
autyzmem mają potrzebę kontaktu fizycznego i przytulania się, ale kontakt z
ludźmi jest trudny. Łatwiej przytulić się do ściany.
Nie do końca
to zrozumiałam, więc dalej drążyłam temat.
Czy ściana
daje większe poczucie bezpieczeństwa niż człowiek? Chodzi o to, że ona tam
będzie zawsze i jest niezmienna, a mama czy inna osoba, do której przytula się
dziecko, porusza się, odchodzi?
Ludzie są
bardzo wymagający, a ściana niczego nie wymaga. Bardziej chodzi właśnie nie o
to, że jest bezpieczniejsza, lecz że nie ma wymagań.
Gdybym była
mamą przytulającego się do ściany dziecka, byłoby mi smutno, że woli ścianę ode
mnie i że to ona daje mu większe poczucie bezpieczeństwa.
Wystarczy
akceptować dziecko i dorosłego, nawet kiedy go nie rozumiesz.
Również
dzięki mojej wyjątkowej przyjaciółce uświadomiłam sobie, że komunikat uspokój
się nic nie znaczy. Dlaczego nie wpadłam na to wcześniej, gdy uczyłam
francuskiego w trzecich klasach szkoły podstawowej? Przecież to oczywiste, że
trzeba jasno precyzować swoje oczekiwania i
wymagania: usiądźcie, przestańcie krzyczeć i się szczypać. Jednak dla
pedagogów, a w każdym razie dla większości z nas, oczywiste jest, iż uczeń
powinien wiedzieć, o co nam chodzi i co kryje się pod tajemniczym nakazem
natychmiast się uspokójcie. Potem się dziwimy, że nasze gadanie jest jak
grochem o ścianę.
Niedawno zorganizowałam Helen
spotkania z głuchoniewidomymi w Pradze. Pojechałyśmy tam na kilka dni. Jak
zwykle miałyśmy mnóstwo zabawnych przygód. Dzięki pomocy siostry Iwony, mojej
świetnej wychowawczyni z liceum, spałyśmy u urszulanek. W piątek wieczorem
Helen zorientowała się, że nie kupiła zapałek i nie ma czym zapalić szabatowych
świec. Zapałki udało się znaleźć w klasztornej kaplicy. Gdy następnego dnia
poszła do synagogi, stojący na zewnątrz stróż zapytał, gdzie mieszka w Pradze.
Dyplomatycznie odpowiedziała, że u znajomych. Nie wystarczyło mu to, więc
podała nazwę ulicy. Nadal nalegał. Przyznała, że jest tu z przyjaciółką
katoliczką i mieszka w klasztorze. Gdy mi to opowiadała, popłakałam się ze
śmiechu.
Jak
zareagował?
Wiesz, że
trudno mi dostrzec i ocenić reakcje ludzi. W każdym razie zamilkł i już o nic
nie pytał. Pozwolił mi wejść. Rozumiem, że nasila się antysemityzm i trzeba
zapewnić uczestnikom nabożeństwa bezpieczeństwo, ale ryzyko napadu na synagogę
nie jest tak duże. Wydaje mi się, że takie przesłuchania nie pomagają.
W Pradze nie
korzystałyśmy ze środków transportu. Helen jest świetną przewodniczką. Dzięki
temu dużo zwiedziłyśmy. Wszędzie trafiła, chętnie pokazywała mi rzeźby oraz
inne rzeczy, których można było dotknąć. Przy wejściu do katedry św. Wita
natknęłyśmy się na kolejkę. Helen koniecznie chciała znaleźć inne wejście.
Powiedziałam, że skoro trzeba kupić bilety, innego wejścia nie ma lub jest
zamknięte. Widziałam, że jest zestresowana z powodu tłoku, więc zaproponowałam,
byśmy podeszły bez kolejki i zapytały, czy wejście dla nas jest bezpłatne.
Helen pociągnęła mnie, schyliła się, a ja automatycznie zrobiłam to samo. Ku
mojemu zaskoczeniu okazało się, że przeszłyśmy pod barierką. Helen była
przeszczęśliwa, że ominęłyśmy tłum. Gdy później zapytałam ją o tę akcję, nie
rozumiała, o co mi chodzi. Była całkowicie skonsternowana. Po dłuższej chwili
ciszy powiedziała niepewnie:
Ale Hania,
przecież mówiłaś, że bez kolejki, więc tak zrobiłyśmy.
Każdy wyjazd sprzyja rozmowom. Z
wieczornych pogaduszek praskich, najbardziej utkwiły mi w pamięci refleksje
Helen na temat przyjaźni.
Chciałabym
mieć przyjaciółkę, ale jestem zajęta, dużo pracuję, nie mam czasu. Byłoby
fajnie, gdyby przyjaciółkę można było schować do szafy i wyjąć wtedy, gdy mam
ochotę. Na szczęście nie żyjemy w czasach niewolnictwa. Jestem socjalistką,
więc sprzeciwiam się niewolnictwu. Gdyby jednak dało się z tą szafą, chciałabym
mieć całe stado przyjaciół.
Mnie też
włożyłabyś do szafy?
Jesteś w
Polsce, więc jakby w szafie.
Z jednej
strony, wydało mi się to śmieszne, z drugiej, doznałam lekkiego szoku. Jednak
dość szybko uświadomiłam sobie, że każdy z nas czasem chętnie włożyłby
przyjaciela do szafy. Jesteśmy bardzo zajęci, on zawraca nam głowę, a z
jakiegoś powodu nie wypada odmówić. Wielu przyjaciół i znajomych zamykamy w
szafie, a gdy mamy potrzebę, sięgamy na odpowiednią półkę. Przecież właśnie tak
zrobiłam, szukając kogoś, kto pomógłby Helen w Warszawie, lub dzwoniąc w środku
nocy do Łodzi. Otworzyłam szafę, zajrzałam na półkę Łódź, zdjęłam z niej kilka
osób i do nich zadzwoniłam.
Odkąd się poznałyśmy, Helen
trzykrotnie odwiedziła Polskę. Towarzysząc jej na lotnisku i obserwując, jak
się miota, doszłam do wniosku, że muszę coś zrobić, by podróżowanie samolotami
było dla niej mniej stresujące. Na stronie pyrzowickiego portu lotniczego jest
formularz dla niepełnosprawnych pasażerów. Wypełnia się go, podając rodzaj
niepełnosprawności, jeśli potrzebuje się pomocy przed wylotem i po przylocie.
Nie było w nim jednak rubryki asysta dla pasażera z autyzmem lub zespołem
Aspergera. Ani słowa na ten temat nie znalazłam też w kodeksie dla
pracowników. Opracowałam więc krótką notatkę, Helen coś dopisała,
skontaktowałam się z odpowiednim działem, kilkakrotnie się przypomniałam i
ostatecznie odniosłam sukces. Formularz został poszerzony, pojawiły się również
wskazówki dla pasażerów z autyzmem lub aspergerem. Na razie nie rozbudowano
kodeksu, ale sądzę, że to kwestia czasu. Gdy Helen lata z Katowic, obie
znacznie mniej się stresujemy. Zresztą ja też najbardziej lubię to lotnisko, bo
panuje na nim przyjazna atmosfera i zawsze mogę liczyć na fachową pomoc.
Ostatnio okazało się nawet, że już mnie tam rozpoznają. Przeczytałam informacje
dla niepełnosprawnych pasażerów i kodeksy wszystkich polskich lotnisk, które
takie mają, skontaktowałam się także z tymi, które takich dokumentów nie
posiadają. Do każdego portu lotniczego wysłałam konkretne sugestie. Co prawda
wprowadzanie zmian idzie dość opornie, lecz jestem dobrej myśli i łatwo się nie
poddam. Uważam, iż dobrze by było, gdyby stowarzyszenia działające na rzecz
osób z autyzmem zorganizowały ogólnoświatową kampanię uświadamiającą
pracowników lotnisk.
Podczas przedostatniej wizyty
Helen na Śląsku obejrzałyśmy film Sandrine Bonnaire Na imię ma Sabine. Reżyserka, która jest też słynną francuską
aktorką, w przejmujący sposób opowiada o losach swojej autystycznej siostry
Sabine. Celem filmu było pokazanie, że
we Francji brakuje miejsc dla ludzi potrzebujących długoletniej opieki
medycznej i wsparcia psychicznego. Zamykanie osób z autyzmem w szpitalach
psychiatrycznych nie rozwiązuje problemu, a wręcz prowadzi do degradacji
autystyków, niszczy ich potencjał i talenty, z których mogłoby skorzystać
społeczeństwo. Pięć długich lat, które Sabine spędziła w szpitalu, to nie okres
leczenia, ale farmakologicznego tłumienia niepożądanych zachowań. Podawane
lekarstwa potęgowały wycofywanie się z kontaktu z otoczeniem. Tymczasem to nie
leki były potrzebne, lecz długoletnia rehabilitacja, zapewnienie poczucia
bezpieczeństwa i obdarzenie miłością. Z powodu braku pomocy i wsparcia
zdolności Sabine zostały zmarnowane. Nie może nawet samodzielnie żyć. Sandrine
nie oskarża personelu szpitala, lecz podkreśla, że pozostawiona sama z
problemem rodzina nie jest w stanie sobie poradzić. Z jednej strony, mimo
najszczerszych chęci i zaangażowania, nie potrafi podołać ogromnemu wyzwaniu
opieki, z drugiej, czuje się odpowiedzialna i ma poczucie winy. To naprawdę
wstrząsający film, niosący głębokie treści i przesłanie. Sabine, samotna w
swoim autystycznym świecie, pragnie miłości i akceptacji. Ani lekarstwa, ani
najlepsza nawet placówka, nie są w stanie tej miłości zastąpić. Mimo iż nie
używa słów, swoim zachowaniem rozpaczliwie prosi Sandrine: Bądź ze mną. Nie
zostawiaj mnie! Bardzo cię potrzebuję. Kochaj mnie zwłaszcza wtedy, gdy tak
trudno mnie kochać i gdy jestem agresywna. Jestem taka, bo się boję. Boję się
swoich reakcji, utraty kontroli nad swoim zachowaniem. Boję się, że odejdziesz
i znów zostanę sama, ze swoim bólem i samotnością.
Sandrine
bardzo kocha swoją młodszą siostrę, ale musi odejść. Nie może zaspokoić
pragnienia cierpiącej Sabine, gdyż wtedy musiałaby zrezygnować ze swojego
życia. To wielki dramat, wpisany między wiersze filmu.
Film po raz
pierwszy zobaczyłam we Francji. Bardzo się ucieszyłam, gdy się okazało, że jest
z napisami dla niesłyszących oraz audiodeskrypcją. Kupiłam go. Helen również
ucieszyła się z audiodeskrypcji. Skoncentrowanie uwagi wyłącznie na słowach,
bez patrzenia na ekran, było dla niej świetnym rozwiązaniem i stwierdziła, że w
zupełności jej wystarczy. Film obejrzałyśmy przy wyłączonym monitorze. Okazuje
się więc, że audiodeskrypcja jest bardzo przydatna nie tylko dla osób z
dysfunkcją wzroku. Grupa zainteresowanych jest znacznie większa. Myślę, że chętnie
skorzystałyby z niej także osoby starsze, gdyż pomogłaby im w zrozumieniu
akcji.
W czasie ostatniego pobytu Helen
w Polsce byłyśmy na konferencji. Miała migrenę, więc było parę trudnych
momentów. Jej zachowanie miało wpływ także na inne osoby i trzeba było
modyfikować plan. Było mi głupio, zwróciłam jej uwagę i doszło między nami do
spięcia. Po powrocie przegadałyśmy to na spokojnie.
Byłam na
ciebie zła, ale pamiętaj, że bardzo cię lubię.
Słysząc moje
słowa, Helen wybuchnęła płaczem. Byłam zaskoczona gwałtownością jej reakcji.
Co się
stało?
Rzadko się
zdarza, że ktoś mnie akceptuje. Wiem, że trudno jest ze mną być. Miałam
szczęście, że cię spotkałam.
Mocniej ją
przytuliłam. Wzruszyłam się.
Ja też
miałam szczęście, że cię spotkałam.