— Daj mi klucz.

— Chcesz iść do pokoju, czy nie chcesz, żebym go miała?

— Oczywiście, że nie chcę, żebyś go miała. Mając go we własnej kieszeni, czuję się zdecydowanie pewniej.

Moja szczerość rozbawiła Helen. Do apartamentu, który przewidziano dla organizatorów wrocławskiej konferencji na temat technologii dla niewidomych, głuchoniewidomych i niesłyszących, niestety był tylko jeden klucz. Po powrocie z Glasgow, na prośbę Helen, zadzwoniłam do hotelu. Miałam zapytać tylko o jedną rzecz, a wyszło tak, że stałam się głównym organizatorem: wyjaśnienie sprawy niezapłaconej zaliczki, przekonanie dyrektora hotelu do wpuszczenia psa przewodnika, wytłumaczenie, czego nie je weganin, doprecyzowanie menu (zaproponowali Helen takie pyszności, że też zapisałam się na posiłki wegańskie) i szczegółów bankietu, zamówienie plecaków z logo konferencji (Helen była bardzo niezdecydowana i niepewna; ostatecznie wizualizację zaakceptowała dopiero wtedy, gdy zagroziłam, że zamiast logo na plecakach znajdzie się jej zdjęcie), znalezienie tłumacza i osoby do transkrypcji dla niesłyszących, poszukiwania tłumacza brytyjskiego i międzynarodowego języka migowego, załatwienie firmie możliwości pokazania na konferencji sprzętu komputerowego dla niewidomych, zorganizowanie wolnego popołudnia (w końcu Helen wybrała zwiedzanie Wrocławia i WSTAWKA rejs statkiem), poinformowanie o konferencji dziennikarzy, załatwienie objęcia jej honorowym patronatem przez profesora Jerzego Buzka. Jakby wszystkiego było mało, miałam jeszcze bliski kontakt ze strażą graniczną. Gdy wydobyłam od sekretarki Helen listę uczestników potrzebujących wizy i wysłałam ją do Warszawy, okazało się, że ma się nijak do listy polskiej???. Konferencja ma swoją stronę internetową. Grupka Arabów podszyła się pod jej uczestników. Jedna z kobiet we wniosku o wizę napisała np., że na konferencję jedzie w roli tłumacza. Obie z panią ze straży granicznej byłyśmy zbulwersowane. W biurze do dziś się ze mnie śmieją, że z powodu tej afery w Głównej Straży Granicznej już mnie znają, więc nie przemycę w białej lasce narkotyków. Wyjaśniłam zatroskanym kolegom, że jest wręcz przeciwnie; pomogłam pracownikom, udaremniając wjazd oszustów do Polski, więc mają wobec mnie pewne zobowiązania i dług wdzięczności.

Zaangażowana w konferencję, na nic innego nie miałam czasu. Moja praca dyplomowa leżała odłogiem. W pewnym momencie ze wszystkim zostałam sama; Helen miała święta, nie zbliżała się do komputera, a ja dopinałam różne rzeczy na ostatni guzik i świeciłam oczami. Byłam wściekła i wysmażyłam do niej długi mail. Pisałam w nim o moich odczuciach i oczekiwaniach. Stworzyłam też siedmiopunktowy regulamin naszej dalszej współpracy konferencyjnej. Trzy dni później włączyła Skype’a.

— Przeczytałaś?

— Tak.

— I co?

Zapadła długa cisza.

— Nie jesteś ze mnie zadowolona, ale mam nadzieję, że pod koniec konferencji będziesz.

Zabrakło mi słów. Byłam jeszcze zła, ale się uśmiechnęłam. Znowu całkowicie mnie rozbroiła. Wiedziałam, że ma przylecieć do Wrocławia w piątek, czyli dwa dni wcześniej niż zdecydowana większość uczestników. Skoro pobyt zahacza o szabat, mogły nastąpić dodatkowe komplikacje. Załatwiając jakąś kolejną sprawę z hotelem, zapytałam o klucze do pokoi.

— Czy macie karty chipowe?

— Mamy klucze systemowe.

Byłam skonsternowana. Moi współpracownicy czekali na relację.

— Wiecie, co to jest klucz systemowy? Wpisałam w Google i wydaje mi się, że nie ma w tym elektroniki, ale nie jestem pewna.

— Na zdjęciu wygląda jak normalny klucz, ale kto wie. Jeśli okaże się, że to jednak elektronika, będzie niezły cyrk.

— Właśnie. Kto w szabat będzie latał otwierać Helen drzwi? W Krakowie i Łodzi ja byłam szabes-gojem, ale teraz czarno to widzę.

Wszyscy się śmiali, jedynie mnie nie było do śmiechu.

— Kto to jest szabes-goj?

— To nie-Żyd, który w żydowskim domu podczas szabatu robi to, czego im nie wolno: zapala światło, włącza gaz itd.

— Będziesz musiała wcześniej pojechać do Wrocławia.

— Nie da się. Budżet konferencji nie przewidział ani szabes-goja, ani asystenta.

Ubłagałam kolegę, by zadzwonił do hotelu i dokładnie się wywiedział, bo jeszcze konferencja się nie zaczęła, a mnie już tam znają jak zły szeląg.

— Zrobiłem to dla ciebie, więc swojej książce o Helen musisz nadać tytuł Dlaczego Szymon musiał rezerwować hotel dla niepełnosprawnych żydowskich wegan z psami przewodnikami.

— Wpiszę go na listę propozycji.

— Może być jeszcze Komunikujemy się tylko od poniedziałku do piątku.

— Odpada, bo jest nieprawdziwy. Teraz nie komunikujemy się nawet w tygodniu, mimo że do dogrania zostało sporo ważnych spraw.

— To daj Nie rozmawiam w szabat lub Znamy się tylko w dni powszednie.

 

Na samej konferencji, mimo że też miałam sporo pracy, bardzo mi się podobało. Dowiedziałam się o wielu nowinkach technicznych, poznałam świetnych ludzi, pogadałam po angielsku i francusku, nawiązałam owocne kontakty. Gdy kilka miesięcy później jechałam do Poznania na szkolenie dotyczące autyzmu i zespołu Aspergera, pomogła mi jedna z poznanych tam osób. Helen miała dwa interesujące wykłady. Przedstawiła wstępne wyniki swoich badań o poruszaniu się osób z dysfunkcją wzroku. Na początku każdego swojego wystąpienia podawała jego plan. Jej referaty były bardzo konkretne i perfekcyjnie przygotowane. Podczas prezentacji kilku innych prelegentów pogubiłam się, bo były strasznie chaotyczne. Językiem konferencji był angielski. Zapewniono również tłumaczenie na brytyjski migowy oraz transkrypcję w języku polskim. Polski tekst wyświetlał się na ekranie, dzięki czemu w konferencji w pełni mogły brać udział także osoby niesłyszące. Każdą sesję prowadził jej przewodniczący, któremu pomagał zastępca. Jeśli przewodniczącym była osoba niewidoma, podczas zadawania pytań wiceprzewodniczący podchodził do zgłaszających się ludzi z sali i podawał im mikrofon. Moim zdaniem dwie niewidome panie nie przygotowały się do prowadzenia sesji i przedstawienia swoich prezentacji. Uściślę, że nie były to Polki. Nie miały ani notatek w brajlu, ani na laptopie, do którego można by podłączyć brajlowski monitor czy słuchawki. Ktoś musiał im więc pomagać. Siedząc z przodu, wciąż słyszało się suflera. Taki brak profesjonalizmu działa na niekorzyść środowiska niewidomych. Zdecydowaną większość uczestników konferencji stanowili pełnosprawni, pracujący na uczelniach całego świata. Źle by się stało, gdyby pomyśleli, że niewidomy nie jest w stanie sklecić samodzielnie jednego zdania. Jeden z naukowców powiedział mi, że gdy zobaczył, iż podchodzę z brajlowskimi notatkami, wreszcie odetchnął z ulgą. Poprzednie doświadczenia utwierdziły go w przekonaniu, że niewidomy nie nadaje się na prelegenta. Słuchanie takich wypowiedzi nie jest miłe.

Od Helen dostałam w prezencie tę świetną białą laskę, której nie udało mi się kupić podczas pobytu w Glasgow.

— Jesteś zadowolona? — zapytała mnie ostatniego wieczoru Helen.

— Tak, bardzo.

— Widzisz, mówiłam, że będziesz. Gdy ty jesteś na mnie zła, przynajmniej zawsze wiem dlaczego.

Świetny komplement. To, że wszystko mówię Helen wprost, bardzo ułatwia nam współpracę.

— Gdybyśmy wszystkiego nie wyjaśniały na bieżąco, już dawno bym cię udusiła. Wiesz, że czasem mam wielką ochotę to zrobić.

— Wiem. Na szczęście jestem od ciebie silniejsza.

— Nie lubię, gdy jesteś uparta jak osioł.

— Jestem uparta, ale nie jestem osiołem.

— Oczywiście, że nie jesteś osiołem. Jesteś osłem.

Obie się zaśmiewałyśmy.

— Miałam nadzieję, że udusi cię Sarah. Pewnie czasem też chętnie by to zrobiła.

— Nie wiem. Przeczytała książkę o zespole Aspergera. Rozmawiałaś z nią o tym w lutym?

— Tak, ale nie namawiałam jej do czytania. Sama do tego doszła. I co?

— Była smutna.

— Dlaczego?

— Nie wiem.

— To dziwne. Przecież znacie się od dwudziestu lat. Wiele rzeczy zna z autopsji. Ja też doświadczyłam tego, że zespół Aspergera bywa trudny, ale nie ma sensu z tego powodu się smucić. Po prostu taka jesteś. Niekiedy się na ciebie wściekam, ale cię lubię.

— Ja ciebie też.

Z Sarah mam stały kontakt mailowy. Niedługo po moim wyjeździe z Glasgow Helen załatwiła zaświadczenie pozwalające jej używać w samolocie antyhałasowych słuchawek z powodu zespołu Aspergera.

— Do Polski też z nim przyleciałaś?

— Tak, skorzystałam z niego już wcześniej. Było mi bardzo potrzebne.

— Cieszę się, że się przełamałaś. Gratuluję ci odwagi.

— Ludzie często się ze mnie śmieją.

— Trudno się nie śmiać. Nam też przytrafiło się mnóstwo komicznych przygód. Chyba z nikim się tyle nie śmiałam co z tobą. Umiejętność śmiania się z siebie ułatwia życie i uwalnia nas od wielu problemów.

— Ty się śmiejesz, oni się wyśmiewają.

— Czasem tylko się tak wydaje. Trudno to ocenić. W jakich krajach teraz będziesz przeprowadzała wywiady?

— W Tunezji i Włoszech. W wywiadach z niewidomymi fajne jest to, że nie oczekują ode mnie, bym na nich patrzyła.

Obie znów zaczęłyśmy się śmiać.

— Napiszę do Vanessy, z którą byłam na wolontariacie w Liège. Znasz ją z mojej książki. To bardzo fajna dziewczyna. Myślę, że ci pomoże. Skontaktuję się też z drugą niewidomą Włoszką.

— Dzięki. Masz znajomych na całym świecie. Przydaje mi się to.

Rzeczywiście się przydaje. Helen pomógł niedawno mój znajomy z Hiszpanii i poznana na konferencji w Łodzi Czeszka. W znalezienie tłumacza międzynarodowego języka migowego aktywnie włączyli się moi znajomi z zeszłorocznego szkolenia w Budapeszcie — Rosjanka i Anglik. Mam szczęście do ludzi.

Z Helen kontakt mailowy mam prawie codziennie. Gdy mamy trochę czasu, rozmawiamy na Skypie. Wspieramy się w trudnych chwilach. Jest wspaniałą przyjaciółką.

 

* * *

Gdy kończyłam pisanie pracy dyplomowej, usłyszałam, że Radio Katowice ogłosiło konkurs „Temat na reportaż”. Na moment praca dyplomowa znów zeszła na dalszy plan. Na konkurs wysłałam tekst Europejskie oblicza przyjaźni. Piszę w nim o Gysèle i Helen. Znalazłam się w trójce laureatów. Dziennikarka spotkała się z nami dwukrotnie, gdy Helen w sierpniu ponownie odwiedziła Śląsk. Reportaż niedługo zostanie zrealizowany. Bardzo się z tego cieszę. To dla mnie ogromne wyróżnienie i wspaniała nagroda. Helen też się ucieszyła. Chciałabym, by ten reportaż uświadomił słuchaczom problemy, z jakimi borykają się Aspie i uwrażliwił ich na potrzeby tych osób. Może po wysłuchaniu go prośba — niekiedy wyrażona nieudolnie i niezbyt dyplomatycznie — o wyłączenie muzyki nie wzbudzi agresji, lecz spotka się z akceptacją i zrozumieniem? Może poznając nietypowe, lecz bardzo barwne i bogate osobowości, choć część słuchaczy zgodzi się z opinią Helen, którą wyraziła w jednym z wywiadów: „Niedziwny człowiek jest trochę nudny”?

 

* * *

Jestem już logopedką. Od września zaczęłam dodatkową pracę. Mam zajęcia logopedyczne z niewidomymi dziećmi ze sprzężoną niepełnosprawnością. Prowadzę je w przedszkolu w Jaworznie. To trudna, stresująca praca i ogromne wyzwanie. Po drugim spotkaniu z dziećmi uświadomiłam sobie, że gdybym wcześniej nie poznała Helen, nie odważyłabym się WSTAWKA na poprowadzenie tych lekcji. Helen bardzo mnie wspiera. Zna moje lęki i pomaga mi się z nimi mierzyć. Cierpliwie odpowiada na moje pytania. Dzięki niej mniej się boję.

— Dlaczego dziecko autystyczne, zamiast przytulać się do mamy czy pani w przedszkolu, woli przytulać się do ściany?

— Osoby z autyzmem mają potrzebę kontaktu fizycznego i przytulania się, ale kontakt z ludźmi jest trudny. Łatwiej przytulić się do ściany.

Nie do końca to zrozumiałam, więc dalej drążyłam temat.

— Czy ściana daje większe poczucie bezpieczeństwa niż człowiek? Chodzi o to, że ona tam będzie zawsze i jest niezmienna, a mama czy inna osoba, do której przytula się dziecko, porusza się, odchodzi?

— Ludzie są bardzo wymagający, a ściana niczego nie wymaga. Bardziej chodzi właśnie nie o to, że jest bezpieczniejsza, lecz że nie ma wymagań.

— Gdybym była mamą przytulającego się do ściany dziecka, byłoby mi smutno, że woli ścianę ode mnie i że to ona daje mu większe poczucie bezpieczeństwa.

— Wystarczy akceptować dziecko i dorosłego, nawet kiedy go nie rozumiesz.

Również dzięki mojej wyjątkowej przyjaciółce uświadomiłam sobie, że komunikat „uspokój się” nic nie znaczy. Dlaczego nie wpadłam na to wcześniej, gdy uczyłam francuskiego w trzecich klasach szkoły podstawowej? Przecież to oczywiste, że trzeba jasno precyzować swoje oczekiwania i wymagania: usiądźcie, przestańcie krzyczeć i się szczypać. Jednak dla pedagogów, a w każdym razie dla większości z nas, oczywiste jest, iż uczeń powinien wiedzieć, o co nam chodzi i co kryje się pod tajemniczym nakazem „natychmiast się uspokójcie”. Potem się dziwimy, że nasze gadanie jest jak grochem o ścianę.

 

* * *

Niedawno zorganizowałam Helen spotkania z głuchoniewidomymi w Pradze. Pojechałyśmy tam na kilka dni. Jak zwykle miałyśmy mnóstwo zabawnych przygód. Dzięki pomocy siostry Iwony, mojej świetnej wychowawczyni z liceum, spałyśmy u urszulanek. W piątek wieczorem Helen zorientowała się, że nie kupiła zapałek i nie ma czym zapalić szabatowych świec. Zapałki udało się znaleźć w klasztornej kaplicy. Gdy następnego dnia poszła do synagogi, stojący na zewnątrz stróż zapytał, gdzie mieszka w Pradze. Dyplomatycznie odpowiedziała, że u znajomych. Nie wystarczyło mu to, więc podała nazwę ulicy. Nadal nalegał. Przyznała, że jest tu z przyjaciółką katoliczką i mieszka w klasztorze. Gdy mi to opowiadała, popłakałam się ze śmiechu.

— Jak zareagował?

— Wiesz, że trudno mi dostrzec i ocenić reakcje ludzi. W każdym razie zamilkł i już o nic nie pytał. Pozwolił mi wejść. Rozumiem, że nasila się antysemityzm i trzeba zapewnić uczestnikom nabożeństwa bezpieczeństwo, ale ryzyko napadu na synagogę nie jest tak duże. Wydaje mi się, że takie przesłuchania nie pomagają.

W Pradze nie korzystałyśmy ze środków transportu. Helen jest świetną przewodniczką. Dzięki temu dużo zwiedziłyśmy. Wszędzie trafiła, chętnie pokazywała mi rzeźby oraz inne rzeczy, których można było dotknąć. Przy wejściu do katedry św. Wita natknęłyśmy się na kolejkę. Helen koniecznie chciała znaleźć inne wejście. Powiedziałam, że skoro trzeba kupić bilety, innego wejścia nie ma lub jest zamknięte. Widziałam, że jest zestresowana z powodu tłoku, więc zaproponowałam, byśmy podeszły bez kolejki i zapytały, czy wejście dla nas jest bezpłatne. Helen pociągnęła mnie, schyliła się, a ja automatycznie zrobiłam to samo. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że przeszłyśmy pod barierką. Helen była przeszczęśliwa, że ominęłyśmy tłum. Gdy później zapytałam ją o tę akcję, nie rozumiała, o co mi chodzi. Była całkowicie skonsternowana. Po dłuższej chwili ciszy powiedziała niepewnie:

— Ale Hania, przecież mówiłaś, że bez kolejki, więc tak zrobiłyśmy.

 

 

* * *

Każdy wyjazd sprzyja rozmowom. Z wieczornych pogaduszek praskich, najbardziej utkwiły mi w pamięci refleksje Helen na temat przyjaźni.

— Chciałabym mieć przyjaciółkę, ale jestem zajęta, dużo pracuję, nie mam czasu. Byłoby fajnie, gdyby przyjaciółkę można było schować do szafy i wyjąć wtedy, gdy mam ochotę. Na szczęście nie żyjemy w czasach niewolnictwa. Jestem socjalistką, więc sprzeciwiam się niewolnictwu. Gdyby jednak dało się z tą szafą, chciałabym mieć całe stado przyjaciół.

— Mnie też włożyłabyś do szafy?

— Jesteś w Polsce, więc jakby w szafie.

Z jednej strony, wydało mi się to śmieszne, z drugiej, doznałam lekkiego szoku. Jednak dość szybko uświadomiłam sobie, że każdy z nas czasem chętnie włożyłby przyjaciela do szafy. Jesteśmy bardzo zajęci, on zawraca nam głowę, a z jakiegoś powodu nie wypada odmówić. Wielu przyjaciół i znajomych zamykamy w szafie, a gdy mamy potrzebę, sięgamy na odpowiednią półkę. Przecież właśnie tak zrobiłam, szukając kogoś, kto pomógłby Helen w Warszawie, lub dzwoniąc w środku nocy do Łodzi. Otworzyłam szafę, zajrzałam na półkę Łódź, zdjęłam z niej kilka osób i do nich zadzwoniłam.

 

 

* * *

Odkąd się poznałyśmy, Helen trzykrotnie odwiedziła Polskę. Towarzysząc jej na lotnisku i obserwując, jak się miota, doszłam do wniosku, że muszę coś zrobić, by podróżowanie samolotami było dla niej mniej stresujące. Na stronie pyrzowickiego portu lotniczego jest formularz dla niepełnosprawnych pasażerów. Wypełnia się go, podając rodzaj niepełnosprawności, jeśli potrzebuje się pomocy przed wylotem i po przylocie. Nie było w nim jednak rubryki „asysta dla pasażera z autyzmem lub zespołem Aspergera”. Ani słowa na ten temat nie znalazłam też w kodeksie dla pracowników. Opracowałam więc krótką notatkę, Helen coś dopisała, skontaktowałam się z odpowiednim działem, kilkakrotnie się przypomniałam i ostatecznie odniosłam sukces. Formularz został poszerzony, pojawiły się również wskazówki dla pasażerów z autyzmem lub aspergerem. Na razie nie rozbudowano kodeksu, ale sądzę, że to kwestia czasu. Gdy Helen lata z Katowic, obie znacznie mniej się stresujemy. Zresztą ja też najbardziej lubię to lotnisko, bo panuje na nim przyjazna atmosfera i zawsze mogę liczyć na fachową pomoc. Ostatnio okazało się nawet, że już mnie tam rozpoznają. Przeczytałam informacje dla niepełnosprawnych pasażerów i kodeksy wszystkich polskich lotnisk, które takie mają, skontaktowałam się także z tymi, które takich dokumentów nie posiadają. Do każdego portu lotniczego wysłałam konkretne sugestie. Co prawda wprowadzanie zmian idzie dość opornie, lecz jestem dobrej myśli i łatwo się nie poddam. Uważam, iż dobrze by było, gdyby stowarzyszenia działające na rzecz osób z autyzmem zorganizowały ogólnoświatową kampanię uświadamiającą pracowników lotnisk.

 

* * *

Podczas przedostatniej wizyty Helen na Śląsku obejrzałyśmy film Sandrine Bonnaire Na imię ma Sabine. Reżyserka, która jest też słynną francuską aktorką, w przejmujący sposób opowiada o losach swojej autystycznej siostry Sabine. Celem filmu było pokazanie, że we Francji brakuje miejsc dla ludzi potrzebujących długoletniej opieki medycznej i wsparcia psychicznego. Zamykanie osób z autyzmem w szpitalach psychiatrycznych nie rozwiązuje problemu, a wręcz prowadzi do degradacji autystyków, niszczy ich potencjał i talenty, z których mogłoby skorzystać społeczeństwo. Pięć długich lat, które Sabine spędziła w szpitalu, to nie okres leczenia, ale farmakologicznego tłumienia niepożądanych zachowań. Podawane lekarstwa potęgowały wycofywanie się z kontaktu z otoczeniem. Tymczasem to nie leki były potrzebne, lecz długoletnia rehabilitacja, zapewnienie poczucia bezpieczeństwa i obdarzenie miłością. Z powodu braku pomocy i wsparcia zdolności Sabine zostały zmarnowane. Nie może nawet samodzielnie żyć. Sandrine nie oskarża personelu szpitala, lecz podkreśla, że pozostawiona sama z problemem rodzina nie jest w stanie sobie poradzić. Z jednej strony, mimo najszczerszych chęci i zaangażowania, nie potrafi podołać ogromnemu wyzwaniu opieki, z drugiej, czuje się odpowiedzialna i ma poczucie winy. To naprawdę wstrząsający film, niosący głębokie treści i przesłanie. Sabine, samotna w swoim autystycznym świecie, pragnie miłości i akceptacji. Ani lekarstwa, ani najlepsza nawet placówka, nie są w stanie tej miłości zastąpić. Mimo iż nie używa słów, swoim zachowaniem rozpaczliwie prosi Sandrine: „Bądź ze mną. Nie zostawiaj mnie! Bardzo cię potrzebuję. Kochaj mnie zwłaszcza wtedy, gdy tak trudno mnie kochać i gdy jestem agresywna. Jestem taka, bo się boję. Boję się swoich reakcji, utraty kontroli nad swoim zachowaniem. Boję się, że odejdziesz i znów zostanę sama, ze swoim bólem i samotnością”.

Sandrine bardzo kocha swoją młodszą siostrę, ale musi odejść. Nie może zaspokoić pragnienia cierpiącej Sabine, gdyż wtedy musiałaby zrezygnować ze swojego życia. To wielki dramat, wpisany między wiersze filmu.

Film po raz pierwszy zobaczyłam we Francji. Bardzo się ucieszyłam, gdy się okazało, że jest z napisami dla niesłyszących oraz audiodeskrypcją. Kupiłam go. Helen również ucieszyła się z audiodeskrypcji. Skoncentrowanie uwagi wyłącznie na słowach, bez patrzenia na ekran, było dla niej świetnym rozwiązaniem i stwierdziła, że w zupełności jej wystarczy. Film obejrzałyśmy przy wyłączonym monitorze. Okazuje się więc, że audiodeskrypcja jest bardzo przydatna nie tylko dla osób z dysfunkcją wzroku. Grupa zainteresowanych jest znacznie większa. Myślę, że chętnie skorzystałyby z niej także osoby starsze, gdyż pomogłaby im w zrozumieniu akcji.

 

 

* * *

W czasie ostatniego pobytu Helen w Polsce byłyśmy na konferencji. Miała migrenę, więc było parę trudnych momentów. Jej zachowanie miało wpływ także na inne osoby i trzeba było modyfikować plan. Było mi głupio, zwróciłam jej uwagę i doszło między nami do spięcia. Po powrocie przegadałyśmy to na spokojnie.

— Byłam na ciebie zła, ale pamiętaj, że bardzo cię lubię.

Słysząc moje słowa, Helen wybuchnęła płaczem. Byłam zaskoczona gwałtownością jej reakcji.

— Co się stało?

— Rzadko się zdarza, że ktoś mnie akceptuje. Wiem, że trudno jest ze mną być. Miałam szczęście, że cię spotkałam.

Mocniej ją przytuliłam. Wzruszyłam się.

— Ja też miałam szczęście, że cię spotkałam.